Prawa marketingu i Public Relations anektują również od kilkunastu lat rynek edukacyjny. Co ciekawe, wtajemniczonych w arkana "sztuki" promocji przybywa niezależnie od doświadczenia w branży i wiedzy. Blichtr gadżetów i hałaśliwa promocja (obok tej szeptanej) schodzą coraz niżej w piętrach edukacji.
Starą relację mistrz-uczeń zmodyfikowano na zależność oferenta/usługodawcy-klienta. Powstała przy okazji dziwna hybryda nowomowy militarnej i angielszczyzny - już niemalże wszystkie instytucje mają strategię, politykę, piarowe case'y, target, unique selling point, visual identity, itp. Laurie Anderson, której eksperyment filmowy gościł niedawno na spotkaniu inowrocławskiego DKF-u w Kinomax bardzo dobitnie wyraziła się o kulturze poddanej prawom marketingu. Perfomerka mówi o mieleniu indywidualności. Cyfrowość, korporacyjność, dehumanizacja, makdonaldyzacja, homogenizacja, etc. to niektóre z kodów tej multiplikowanej żarłocznej kultury. Czy ostrzegać przed tym młodych? Czy to walka z wiatrakami? Wszak już starożytni mówili tempora mutantur et nos mutamur in illis: czasy się zmieniają, a my wraz z nimi.
Tak. W płynnej rzeczywistości trzeba się dostosować do nurtu czasów. Targi edukacyjne i inne formy promocji uczą funkcjonowania w świecie marek i produktów, pobudzają też do kreatywności. Z drugiej strony krwawi jednak belferskie serce. Chciałoby się uchronić nastoletnią gromadę od komercji, kiczu, propagandy sukcesu. A może po prostu przed unicestwieniem? Nie ma w tym przesady. Baudrillard już dawno zauważył, że zapośredniczona medialnie rzeczywistość przestaje istnieć. Rozpływa się w kadrach, filmach, symulacjach, kopiach. Groteskowo brzmi w takim kontekście zasada piaru mówiąca, że jeśli nie ma twojej branży (firmy, instytucji, nazwiska, szkoły) w sieci, nie istniejesz dla ludzi. Wszystko jest symulakrem – ulotki, etykietki, logotypy, itp. Odsyłają do innej realności, w której Syzyfowi udaje się wepchnąć głaz na szczyt sukcesu.
Nie. On go nie wepchnie. Każdego roku będzie schodził po swoje logo – kulę.
W kontekstach lekcji wychowawczych wraca (wykładany znów na wystawy księgarskie) guru Cialdini - mistrz socjotechniki. Czy jego sztuka wywierania wpływu na ludzi jest lepsza niż ta, która wynika z tekstów kultury? Pewnie ma bardziej atrakcyjną okładkę. Sprzeda się.
Obserwacja młodych ludzi zbierających setki ulotek prowadzi niekiedy do smutnego wniosku wyrażonego kiedyś przez Lema: "Nikt nic nie czyta, a jeśli czyta, to nic nie rozumie, a jeśli nawet rozumie, to nic nie pamięta. Za dużo chaosu i kakofonii nieprzemyślanej reklamy."
W Inowrocławiu trwają właśnie pielgrzymki młodych od jednego gmachu z otwartymi drzwiami do drugiego. Właśnie. Oby częściej ujrzeli otwarte drzwi, a niekoniecznie drzwi otwarte. Typ przydawki ma tu znaczenie.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz