Jak radzą sobie inowrocławscy plastycy i muzycy? Co dzieje się w instytucjach kultury? Poznajcie opinie naszych rozmówców. Dla artysty plastyka, Marcina Fołdy sztuka jest rodzajem odtrutki na zastałą rzeczywistość.
- Obecnie zawieszone są zajęcia rysunku i malarstwa, które prowadzę w Kujawskim Centrum Kultury. Dokonuję jednak korekty prac poprzez różne platformy społecznościowe, itp. Moi kursanci pracują w domu, ale to nie jest to samo – mówi.
Artysta dodał, że nauka zdalna tylko pozoruje ruchy w działaniu rzeczywistym, a w najgorszej sytuacji są osoby, które mają egzaminy na wyższe uczelnie o profilu plastycznym.
- Zawodowo mam parę zleceń, więc skupiam się na tych okruchach, które pozwalają mi przetrwać. Przyznam, że bardzo brakuje mi bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Nie jestem też zadowolony, że odwołano ferie. Miałem już zaplanowany wyjazd, zabraknie też pewnie warsztatów, które są realizowane dla dzieci i młodzieży podczas zimowej przerwy od nauki w szkole. Owszem mam trochę czasu, by zrobić coś dla siebie, zająć się swoimi twórczymi fantazjami. Jest to jednak rodzaj terapii, a sztuka pozwala mi choć na chwilę zapomnieć o trudnej sytuacji – wyjaśnia.
Marek Szajda, gitarzysta zespołu Big Cyc przyznał, że pandemia jest dla niego raczej czasem depresyjnym i nie daje jemu żadnej inspiracji do tworzenia.
- Dla artysty grającego regularnie po jakieś 60-70 koncertów rocznie przez ostatnie 20 lat, odcięcie od publiczności to jak odcięcie od tlenu. Nasza praca w zespole Big Cyc opiera się głównie na kontaktach z publicznością. Interakcja z ludźmi daje nam satysfakcję z grania, a każdy koncert jest dzięki publiczności inny, niepowtarzalny. Gramy czasem dla kilkuset tysięcy widzów (jak na Pol'and'rock), czasem dla 150 osób, i każdy z tych koncertów jest dla nas tak samo ważny. Mamy grupę fanów, którzy przyjeżdżają na wszystkie nasze koncerty, gdziekolwiek one się odbywają. To już właściwie nasi przyjaciele i za nimi szczególnie tęsknię. Bez publiczności jesteśmy jak ryby wyciągnięte z wody – wyjaśnia.
Muzyk zastanawia się także nad indywidualnym projektem w sieci, ale niestety problemy bytowe determinują wszystkie jego działania.
- Nie da się tworzyć myśląc ciągle o czymś innym, a nie ma się co oszukiwać, ani moja twórczość, ani moje problemy nie interesują np. dostawcy gazu czy wody – dodaje.
Sytuacja muzyków w dobie pandemii jest dramatyczna. Problem jest podwójnie złożony. Z jednej strony zdecydowana większość artystów to nieuleczalni idealiści, osoby o bardzo kruchej psychice, które zostały bez środków do życia.
- Boję się, że jak zaczną tracić mieszkania i będą częściej spotykać komorników niż rodzinę, to zaczną się naprawdę złe rzeczy: rozwody, bankructwa albo coś gorszego, czego nawet nie chcę nazywać. Z drugiej strony nie mogą liczyć na pomoc państwa, gdyż państwo jest kompletnie nieprzygotowane na tego typu problemy, nawet nie wie ilu jest artystów w Polsce. Mówię tu o ludziach, którzy żyją wyłącznie z pracy twórczej. Większość z nas jest nieogarnięta biznesowo, żyje z dnia na dzień, nie ma oszczędności. Do tego obecna władza nie toleruje ludzi, którzy myślą samodzielnie, więc sytuacja jest władzy na rękę i się nie śpieszy z pomocą. Dobrym przykładem jest skup za 180 milionów kwiatów cmentarnych po 1 listopada. Władze zareagowały w ciągu kilku godzin, a artyści pracujący na umowy o dzieło nie doczekali się uwagi rządzących od początku marca. Ludzie, którzy patrzą na artystów myślą, że oni śpią na pieniądzach. Bo skoro słabo zarabiają to niby po co to robią? A jak jesteś trochę znany to na pewno nie wiesz co robić ze szmalem. Sam spotykam się z dziwnymi reakcjami jak mówię, że Big Cyc od 10 marca zagrał jeden koncert za jakieś w miarę przyzwoite pieniądze. Ludzie myślą, że mamy po prostu dłuższe wakacje i teraz możemy sobie siedzieć, tworzyć i udostępniać wszystko za darmo w internecie. Przecież oddawanie owoców naszej pracy za darmo w sieci to nasza misja – mówi.
Artysta dodał też, że restrykcje pół roku temu powinny być ostrzejsze przez miesiąc i teraz by to wyglądało zupełnie inaczej. Zadaje też sobie pytanie dlaczego może wsiąść do samolotu z 300 osobami na pokładzie i lecieć z nimi upchany jak sardynka przez 4 godziny, a nie może zagrać 90 minutowego koncertu dla 300 osób.
- Z zazdrością patrzę jak w innych krajach europejskich rządy dbają o artystów i wszystkie branże z nimi związane. Nie chodzi o to, żeby ktoś nam zrekompensował nasze straty, bo to niemożliwe, ale żebyśmy mogli dotrwać do tzw. normalności – informuje.
Sytuacja społeczna w naszym kraju zmusza artystów do reagowania, stawiania pytań, czy wręcz opowiadania się po jakiejś stronie. Stąd utwór zespołu Big Cyc, popierający Strajk Kobiet - "Twierdza 2020". Przez tydzień wysłuchało i obejrzało ponad milion osób.
- Na szczęście większość moich kolegów z zespołu jest w dużo lepszej formie psychicznej ode mnie, dzięki czemu powstają nowe piosenki, które sukcesywnie nagrywamy, ale czy w przyszłym roku będziemy je mogli zagrać na żywo? Zaczynam wątpić – podsumowuje.
[ZT]18117[/ZT]
Głos zabrał również Marcin Woźniak, dyrektor Muzeum im. Jana Kasprowicza i archeolog.
- Przede wszystkim wierzymy, że muzeum zostanie otwarte dla zwiedzających w związku z tym sprowadziliśmy z Muzeum Okręgowego w Toruniu wystawę "Mikołaj Kopernik - opowieść o życiu i dziele". To bardzo duża wystawa, zajęła 5 naszych sal. Pozwala "dotknąć" czasów wielkiego astronoma. Myślę, że najmłodsi będą mieli wielką frajdę z możliwości wejścia w bezpośredni kontakt z ekspozycją i eksponatami! Video relacje, jeszcze nie dysponujemy umiejętnościami i sprzętem ale wspiera nas Starostwo Powiatowe realizując klipy publikowane na stronach Powiatu Inowrocławskiego i naszym facebooku – informuje.
To trudny czas, muzeum bez zwiedzających jest puste. Nawet najpiękniejsze i najcenniejsze eksponaty bez zainteresowania i obecności widzów przestają być potrzebne.
- My pracujemy z zabytkami, dziełami sztuki, ale robimy to dla innych ludzi, dla naszych gości! Ten czas to również wyzwanie. Pomimo ograniczeń technicznych jakie w naszym muzeum mamy staramy się jednak docierać do wszystkich zainteresowanych na łamach muzealnego facebooka. Zamknięcie wymusiło nową aktywność w pracownikach muzeum. Próbujemy opowiadać o naszych zbiorach, często sięgając do magazynów, czerpiąc z posiadanej i stale powiększanej wiedzy. Nasze posty na fb spotykają się z dużym zainteresowaniem. Muzeum chociaż zamknięte dla zwiedzających żyje i pracuje. Oczywiście realizujemy też zadania codzienne: opracowujemy zbiory, katalogujemy je, wysyłamy do konserwacji, dokumentujemy, odpowiadamy na pytania i kwerendy. Codzienny trud muzealnika, niestety nie dostrzegany przez zwiedzających – wyjaśnia.
Pewnego dnia instytucje kultury znów zostaną otwarte. W inowrocławskim muzeum na zwiedzających będzie czekać kilka nowości.
- O wystawie poświęconej Mikołajowi Kopernikowi już wspominałem. Kończymy remont sal na muzealnym piętrze. Już za chwilę będziemy na nowo aranżować gabinet Stanisława Szenica, pracujemy nad wystawa o Janie Kasprowiczu, która chyba jednak pokażemy na zewnątrz muzeum, tworzy się galeria sztuki czasów Kasprowicza i Przybyszewskiego. Pracujemy także nad programem imprez na rok 2021, to wyjątkowy dla nas rok, w październiku minie 90 lat od założenia muzeum. Chcemy uczcić nasz jubileusz kilkoma wydarzeniami – relacjonuje.
Mimo niesprzyjających warunków do muzeum przychodzą artyści, którzy w późniejszym czasie chcieliby zaprezentować swoje dzieła na wystawie. Notes z propozycjami wystaw jest gruby i w znacznej części już zapisany.
- Artyści z wielkim entuzjazmem odpowiedzieli na nasze zaproszenie streszczające się w słowach "Muzeum otwarte!". Tak nadal będziemy prezentować naszych inowrocławskich twórców. Z coraz większym zdziwieniem ale i satysfakcją odkrywamy bogactwo lokalnej "artystycznej kolonii" – dodaje.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. W tym roku w muzeum nie zostanie zorganizowany kiermasz rękodzieła artystycznego, który zawsze cieszył się dużą popularnością i wpisał się w tradycję instytucji.
O swojej sytuacji w pandemicznym czasie opowiedział także Zbigniew Florek, muzyk i właściciel studia nagrań „Islands”. Zauważa, że obecna sytuacja mocno uderzyła w branżę muzyczną, ale na brak pracy nie narzeka.
- Po zeszłorocznym koncercie pamięci Mycy, narodziło się kilka nowych/starych projektów do których zostałem zaproszony, niestety przez lockdown wszystko wyhamowało i tkwi w zawieszeniu. Brak możliwości koncertowania trochę podcina skrzydła w takich sytuacjach – informuje.
Przyznał, że na szczęście jego życie zawodowe to nie tylko granie koncertów, ale również praca studyjna.
- O ile w pierwszych "pandemicznych" miesiącach było równie kiepsko jak z koncertami, to na szczęście w miarę wróciło wszystko do normy i na brak pracy w tej chwili nie narzekam. Część zespołów/wykonawców postanowiła wykorzystać tą wymuszoną przerwę na pracę w studio – mówi.
Tą przerwę wykorzystał również Zbigniew. Przeznaczył czas od marca do lipca na remont nowego studia.
- Dzięki temu działam już w nowym miejscu, a pewnie gdyby sezon koncertowy był "normalny", to nie mógłbym tyle energii i czasu na to poświęcić. Także od tej strony mogę powiedzieć, że nawet dobrze się dla mnie złożyło – tłumaczy.
W rozmowie z Marcinem Szulkowskim, dowiedzieliśmy się, co słychać u inowrocławskich Szulerów.
- Bardzo wielu artystów w tym czasie ma bardzo ograniczone możliwości prezentowania swojej twórczości przed publicznością. Nie inaczej jest z Szulerami. Ten rok miał być przez nas poświęcony promocji naszej nowej płyty o tytule "18" – mówi.
Zespół miał zaplanowanych kilkadziesiąt koncertów, ale udało się jemu wystąpić zaledwie kilka razy. Mimo wszystko Szulerzy starają się nie tracić nadziei, że niebawem będą mogli normalnie funkcjonować.
- Maksymalnie wykorzystujemy ten czas przygotowując nowe utwory na kolejny album. Tworzenie nowej muzyki jest tym co oprócz występów na żywo daje nam najwięcej radości i pozwala na chwilę zapomnieć o braku możliwości wykonywania naszej pracy. Życzymy wszystkim zdrowia i szybkiego powrotu do normalności oraz zachęcam do posłuchania naszej nowej płyty – podsumowuje.
O sztuce i tworzeniu w dobie pandemii opowiedziała również Ilona Gawrońska, artystka malarka i prezes Stowarzyszenia Dom Artysty.
- Epidemia koronawirusa i związane z nią obostrzenia nie mają wpływu na moją działalność jako artysty. Realizuję wiele projektów, mam bardzo dużo zleceń, maluję i rysuję cały czas. Nie mogę narzekać na brak pracy. Jedynie zajęcia w domach kultury, z którymi współpracuję są zawieszone do odwołania, ale realizowane są w formie wirtualnej – relacjonuje.
Życie w Domu Artysty sprowadza się obecnie tylko do działalności członków stowarzyszenia. Wspólnie rysują i malują, planują też dalsze działania. Złożyli również kolejne projekty do Urzędu Miasta oraz urzędów gmin. Mimo pandemii zgłaszają się tutaj artyści, z których kilka będzie mieć wystawę w Domu Artysty.
- Mamy nadzieję, że to wszystko szybko minie i będziemy mogli dalej realizować nasze plany. Bardzo brakuje nam kontaktu z ludźmi. Obecnie mamy mały remont, a zamiany z pewnością zaskoczą wszystkich, którzy odwiedzą siedzibę naszego stowarzyszenia. Mamy teraz czas, który pozwala nam na zmiany w wystroju. Planujemy też wernisaże on-line. Jeśli chodzi o wystawy to dobrze, by było gdy mogły być dostępne dla zwiedzających. Obraz widziany na żywo wygląda inaczej. Można zobaczyć jego strukturę i detale. Oglądanie dzieł sztuki przed ekranem komputera nie oddaje tego, a obrazy powinno się czytać bezpośrednio – wyjaśnia.
Malarka przyznała, że brakuje jej bezpośredniego kontaktu z dziećmi, z którymi prowadzi zajęcia w domach kultury. Jak podkreśla nie są to zwykłe warsztaty plastyczne, ale są one kreowaniem młodego człowieka, budowaniem jego świadomości. Prowadzone są też rozmowy na różne tematy.
- Podczas zajęć on-line nie da się tego zrealizować w stu procentach. Dzieci często wstydzą się mówić, mają problem z zadawaniem pytań. Uważam, że wynika to z braku bezpośredniego kontaktu. Sporo osób jest w grupie przez wiele lat i zrodziła się między nami więź. Często dostaję wiadomości z informacją, że moi podopieczni tęsknią i pytają kiedy znów będą mogły przychodzić na zajęcia w realu – dodaje.
Dla artystki sztuka jest powietrzem. Bez niej zwłaszcza w obecnej sytuacji funkcjonowanie byłoby prawie niemożliwe.
- Całe swoje życie poświęciłam i podporządkowałam tworzeniu i nauce tworzenia. Bez tego byłoby trudniej. Dzięki temu, że mogę tworzyć piękno, coś co się spodoba lub już się podoba, a to jest najważniejsze. Nie odczuwam pandemii tak mocno i jej nie zauważam, ale sytuacje są różne. Większość czasu spędzam w pracowniach – podsumowuje.
[ZT]18126[/ZT]
Swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi kultury i sztuki podzielił się Łukasz Oliwkowski, muzyk i pedagog. Podkreśla, że dla osób pracujących w branży muzycznej to bardzo trudny czas – brak regularnych koncertów doskwiera oczywiście finansowo, ale w równym stopniu psychicznie; ludzie sceny są uzależnieni od kontaktu z odbiorcą, komunikują się bardzo wyrafinowanym językiem, który został teraz zmutowany, wyciszony.
- Z drugiej strony, paradoksalnie, często muzycy wykorzystują teraz ten czas na twórczość, podomykanie projektów, czas na zamknięcie się np. w salach prób i tworzenie autorskiego projektu – tak jest np. w przypadku zespołu Polifonika, w którym gram - dodaje.
Na problem spojrzał także trochę pod kątem politycznym i bardzo boli go niedostrzeganie bardzo ambitnych, często wybitnych ludzi sztuki pracujących w drugiej linii (również z osobami z zaplecza technicznego), w niszach awangardy, itp. i chęć rozdawania milionów np. artystom disco polo.
- Pewnym wyjątkiem w przestrzeni kultury jest – najbliższa mi – literatura. Oczywiście najpopularniejsi pisarze zostali odłączeni od spotkań z czytelnikami w sensie dosłownym – np. na festiwalach książek, w czasie spotkań autorskich. Ale – i tu kolejny paradoks – chyba nigdy nie pisze się tyle co teraz. Literatura broni się w każdych warunkach, sądzę, że jest terapią – i jeśli chodzi o jej czytanie i pisanie. Najplastyczniej przystosowuje się nawet do kryzysowej rzeczywistości.
Nie podoba się jemu również, że nie działają teraz kina i teatry. Od ponad dziesięciu lat w Bibliotece Miejskiej w Inowrocławiu, i od ponad pięciu w Kinomaxie trwały regularne spotkania klubów dyskusyjnych, zaczęło to już krążyć w kulturowym obiegu miasta. I tu nagle zakrzep, miażdżyca. Współczuje właścicielom kin i teatrów, bardzo trudny czas, a kontakt on-line określa mianem protezy rzeczywistości.
- Kusząca jest dla mnie jeszcze jedna perspektywa, którą zaczynam realizować, rozpisując kolejny projekt edukacyjny – natchnęła mnie przeczytana właśnie najnowsza książka Olgi Tokarczuk oraz projekt „Ex-centrum”, któremu noblistka przewodzi. Można też czas pandemii wykorzystać jako szansę – na przeformułowanie myślenia o antropocenie, o kapitalizmie i polityce, która nie sprawdza się już w formułach zaproponowanych w XIX wieku (dotyczy to również szkoły) - tłumaczy.
Zauważa, że nie sprawdza się już formuła podróżowania po świecie, ciągłego gromadzenia dóbr w uzależnieniu od konsumpcjonizmu. Fiasko ponosi gospodarka oparta na węglu. Pokutuje nieumiejętność całościowego, wielopunktowego spojrzenia na świat, człowieka, jego ciało i umysł. Potrzebny jest nowy sposób opowiadania o świecie.
- Koronawirus zdemaskował już lekko spleśniałą formę świata, nadpękniętą skorupę. To sygnał – ostatni, jeżeli do 2050 roku nie zajdą pewne fundamentalne zmiany w większości dziedzin ludzkiej działalności, będzie źle. W bardzo konkretnych formach rozpisałem te i wiele innych refleksji w projekcie o dziwnym tytule „Grzywka Kairosa, czyli co wynika z pandemii”. Kairos to mitologiczny, drugoplanowy bożek – ma charakterystyczną grzywkę i trzyma w ręku wagę. Przebiega wciąż obok – nie jest zauważalny jak Chronos – czas. Trzeba go schwycić mocno za tę grzywkę i wykorzystać dziwny moment zatrzymania świata - podsumowuje.
Szogun15:26, 05.12.2020
2 0
Bronisław Komorowski podał proste rozwiązanie- zmienić pracę i wziąć kredyt. Platforma Obywatelska, aby żyło się lepiej. 15:26, 05.12.2020