Zamknij

Z Cuiavią jest od zawsze. Rozmowa z Kamilem Walczakiem

Reporter KI24.INFOReporter KI24.INFO 00:26, 06.06.2020 Reporter ki24.info Aktualizacja: 11:15, 07.06.2020
Skomentuj

Portal

ki24.info

Napisał o tym

pierwszy

Kamil Walczak jest spikerem sportowym. O tym, że los zesłał go za mikrofon zadecydował przypadek. Po latach pracy jako działacz Cuiavii, rozpoczął przygodę z relacjonowaniem meczów ulubionej drużyny.

Praca Kamila rozpoczęła się w smutnych okolicznościach. Wszystko zaczęło się 26 marca 2015 roku kiedy dość nieoczekiwanie zmarł ówczesny spiker klubu, Wojciech Lewandowski.

- Wojtek był wspaniałym człowiekiem, oddanym klubowi w tym co robił, mógłbym o nim opowiedzieć sporo anegdot związanych z kulisami jego pracy, jednak większość z nich mimo, że jest przezabawna zostanie tylko dla mnie. Całe zdarzenie miało miejsce po meczu Cuiavii z Piastem Złotniki Kujawskie w IV lidze kujawsko-pomorskiej. Środek sezonu, a człowieka z uprawnieniami, który mógłby chwycić za mikrofon nie jest tak łatwo znaleźć. Tym bardziej, że spiker moim zdaniem powinien „czuć emocje”, być obecnym w codzienności klubowej, by emocjonować się losami zespołu – wspomina Kamil Walczak.

We wspomnianym meczu w rolę spikera wszedł awaryjnie. Poprosił go o to prezes Cuiavii, Sławomir Roszak, przed zbliżającym się meczem Biało-Zielonych z Kujawianką Izbica Kujawska. Wówczas ze względu na losową sytuację komentatorem mogła zostać osoba bez uprawnień. Propozycja wydała się jemu zaskakująca, gdyż obserwował przez lata zmagania ulubionego zespołu jako kibic i nie mógł wyobrazić sobie siebie w innej roli.

- Zadebiutowałem  4 kwietnia 2015 roku.  Wówczas byłem przekonany, że będzie to jednorazowa akcja. Po spotkaniu Sławek podszedł do mnie i oznajmił mi, że jadę na kurs, by zdobyć uprawnienia. Chyba według niego wypadłem dosyć dobrze. A ja odmówić nie mogłem, Cuiavii nie potrafię powiedzieć „nie” - dodaje.

Pierwsze kilka spotkań było dla Kamila stresujące. Z czasem wyrobił w sobie tzw. „dryg”, a harmonogram przed każdym meczem zaczął się robić podobny.

- Praca spikera w niższych ligach jest przyjemna, gdyż cechuje się bardzo dużą powtarzalnością. Nie oszukujmy się – większość klubów przyjeżdżających do Inowrocławia nie ma zorganizowanych kibiców, a na trybunach panuje przeważnie spokojna, rodzinna atmosfera. Wtedy wystarczy tylko się skupić, przećwiczyć nazwiska zawodników i zrobić swoje – relacjonuje.

Kamil posiada licencję spikera od 2015 roku, a wydał ją Wielkopolski Związek Piłki Nożnej. Numer jego licencji to 121. Na kursy udał się do Poznania, choć mógł je zrobić w rodzimym Kujawsko-Pomorskim Związku.

- Los chciał, że akurat w tamtym czasie nasz związek nie zorganizował odpowiedniego szkolenia, a najbliżej miałem właśnie do stolicy wielkopolski. Szkolenie odbywało się na stadionie Lecha Poznań, w dość dużej sali biurowej. Było bardzo praktyczne – przedstawiciele lokalnego radia uczyli nas, jak zachęcać swoim głosem odbiorców do dalszego słuchania wypowiedzi, następnie spiker Lecha Poznań przedstawił nam kilka praktycznych sytuacji z meczów, jakie miały okazje mu się przytrafić. Przede wszystkim uczono nas, by zawsze zachować spokój i zimną krew oraz w jakich momentach spotkania spiker powinien się odzywać – tłumaczy.

Złota zasada tego zawodu nakazuje, by nie mówić nic, gdy nie jest to potrzebne. Spiker to tylko dodatek do meczu, ma informować kibiców o suchych faktach widowiska, takich jak kartki. Przez znaczną część tych kursów wpajano nam, że swego rodzaju „komentowanie” zagrywek zawodników na murawie jest niedopuszczalne. Poza wydarzeniami boiskowymi, które zapisywane są w pomeczowym protokole, spiker może tak naprawdę odzywać się tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja, na przykład, gdy kibice na trybunach zachowują się niestosownie.

- Porównując mecz sprzed pięciu lat do tego, co jest teraz z pewnością można przyznać, że tak jak w większości zawodów, tak i tutaj pomaga doświadczenie. Inaczej było chwycić za mikrofon po raz pierwszy, a inaczej po raz setny. Fakt jest jednak taki, że poza zredukowanym stresem, nadal potrafią w moje wypowiedzi wplątać się pewne kruczki, niezależnie od tego, czy jest to pierwszy mecz, czy nie. Wtedy jednak z pewnością dominował u mnie stres związany z robieniem czegoś nowego, teraz jest już raczej przyzwyczajenie do sytuacji i spokój – relacjonuje.

Podczas swojej przygody w roli spikera Cuiavii Inowrocław otrzymał trzy oferty z innych klubów, by prowadzić ich mecze. Jeden zespół proponował, aby łączył to z Cuiavią, jednak w przypadku, gdy terminy by się pokrywały, to musiał zagwarantować im wyłączność. Inne propozycje były poparte kwestiami finansowymi oraz po części rozwojem osobistym, gdyż tyczyły się klubów z wyższych poziomów rozgrywkowych, niż Cuiavia. Jednak serce Kamila ulokowane jest w Biało-Zielonych barwach, w tym klubie robi to, co kocha i daje to jemu pełną satysfakcję.

- W takim przypadku miłość wygrywa z każdymi innymi ofertami, więc potencjalne rozmowy z innymi zespołami nie zdołały nigdy wkroczyć w zaawansowane stadium, gdyż szybko ucinałem temat – dodaje.

Pracę spikera ułatwiają jemu również warunki, które panują na stadionie. Stadion Miejski im. Inowrocławskich Olimpijczyków jest jednym z najlepszych czwartoligowych stadionów w Polsce. Kamil może korzystać tu z profesjonalnej konsoli oraz bardzo łatwej w obsłudze tablicy świetlnej, a w IV lidze takie udogodnienia to rzadkość.

- Będąc spikerem muszę być na stadionie ponad godzinę przed rozpoczęciem zawodów, gdyż w przedmeczowej odprawie arbitrzy zawodów mogą spotkać się ze mną w celu omówienia szczególnych sytuacji. Takie często się zdarzają, gdy na meczu przewidziana jest grupa kibiców przyjezdnych, bądź spotkanie zakwalifikowane jest jako mecz podwyższonego ryzyka. Na godzinę przed rozpoczęciem zawodów wchodzę w posiadanie składów obu drużyn i mam chwilę na spokojne przeczytanie nazwisk. Z pozoru brzmi to bardzo łatwo, jednak w niższych ligach coraz więcej zespołów posiada w swoich kadrach zagranicznych piłkarzy, których fonetyczna wymowa nazwisk jest zgoła odmienna od tego, co widzą oczy na kartce papieru. Następnie udaję się na moje stanowisko i przygotowuję sprzęt – konsoletę z nagłośnieniem, tablicę świetlną z nazwami drużyn i testuję sprawność mikrofonu. Jak wspomniałem, inowrocławski stadion dysponuje bardzo dobrym sprzętem, więc powyższe czynności zajmują mi maksymalnie kilka minut. Na pół godziny przed rozpoczęciem spotkania mam jeszcze czas, by zanotować na kartce najważniejsze informacje odnośnie danej kolejki IV ligi oraz kilka ciekawostek o rywalach. W międzyczasie podłączam się telefonem do nagłośnienia, puszczam muzykę oraz przygotowuję pliki z utworami granymi podczas wyjścia piłkarzy na murawę i po zdobytym golu przez Cuiavię. Gdy na zegarze pozostaje 12 minut do rozpoczęcia spotkania, witam wszystkich zgromadzonych, przedstawiam sytuację w tabeli obu walczących drużyn, wspominam też o innych meczach danej kolejki i czytam składy. Zawsze rozpoczynam od zestawienia gości. Tak wypada. Później skład Cuiavii i trójka sędziowska. Gdy zawodnicy wyjdą na murawę i skończy grać muzyka, czytam jeszcze raz składy, bo przecież ktoś mógł dotrzeć na stadion minutę przed rozpoczęciem meczu. Tym razem jednak już tylko wyjściowe jedenastki. W trakcie meczu oczywiście odzywam się tylko, gdy mamy gola, kartkę bądź zmianę. Wielu spikerów, mimo że posiadają licencje, zapomina, że podczas spotkania jesteśmy tylko „dodatkiem” dla widowiska i nie powinniśmy odzywać się – informuje.

[ZT]16376[/ZT]

Kamil uważa, że pojęcie „idealnego spikera” nie istnieje. Jak wspominał wcześniej trzeba mieć chłodne myślenie w wielu sytuacjach. Trzeba pamiętać o tym, że spiker jest pierwszą linią kontaktu z kibicami i to jego posłuchają ludzie w przypadku wystąpienia niepożądanego zagrożenia. Ponadto jako dobrą cechę spikera wyszczególniłby przywiązanie do barw, oczywiście z zachowaniem umiaru. Mimo wszystko to dobrze, gdy trzymając mikrofon w ręku podjedzie się z emocjami do meczu. Wtedy publiczność łatwo może wyczuć ekscytację w głosie spikera i dzięki temu także zacząć bardziej przeżywać zawody. Jednak każdy spiker ma swój styl, niektórzy bardziej ekspresywny, a inni stonowany i łagodny. Nie jest w stanie powiedzieć, który z nich jest lepszy, gdyż tak naprawdę każdy jest swego rodzaju unikatowy.

Na pytania jaka sytuacja podczas dotychczasowych meczów była najbardziej stresująca oraz czy trzeba było interweniować, bo zachowanie jakiegoś kibica było bardzo niestosowne, odpowiedział:

- Stresujących sytuacji nie było. Uczono mnie, że w momentach, gdy kibice zachowują się nieodpowiednio, trzeba być w pełni opanowanym, tak by reszta sympatyków na trybunach słyszała w Twoim głosie przekonanie i spokój. Na meczach IV ligi ciężko o sytuacje rodem z Ekstraklasy, gdzie kilkuset kibiców gości potrafi stworzyć spore niebezpieczeństwo na trybunach. Z sytuacji, w których musiałem interweniować, przypomina mi się mecz Cuiavii z Unią Janikowo, wygrany przez Biało-Zielonych 4:0. Z Janikowa przyjechało wówczas nieco mniej, niż 100 kibiców w zorganizowanej grupie. Do tego spotkanie określone było mianem „derbów powiatu inowrocławskiego” co sprawiło, że momentami było gorąco. Moje interwencje ograniczały się jednak do upominania kibiców przyjezdnych w związku z niecenzuralnym dopingiem. Oczywiście nie chcę, bym zabrzmiał w tym momencie jako wróg dopingu na trybunach, bądź zorganizowanych grup kibicowskich. Jestem po prostu zdania, że kibice mogą doskonale zagrzewać swój zespół do walki bez używania nadmiernej ilości przekleństw. Należy pamiętać, że na trybunach często znajdują się rodzice z dziećmi, którzy przyszli na mecz, by zrelaksować się w weekendowe popołudnie. We wspomnianym pojedynku z Unią Janikowo musiałem interweniować sporo razy, po dziesiątym takim przypadku przestałem liczyć.

Sportem interesował się już wcześniej, ale nie była to akurat piłka nożna. Nie ukrywał, że nie posiadał umiejętności w tej dyscyplinie, natomiast o wiele lepiej radził sobie z koszykówką.

- Przez wiele lat byłem członkiem drużyny Kasprowicz Inowrocław, którą trenował wówczas Dariusz Sikora. Mimo, że obecnie nie mam już nic wspólnego z koszykówką, to jednak ten zespół i w szczególności trener nauczył mnie charakteru i pełnego zaangażowania do tego, co się kocha. To właśnie ta moja „koszykarska przeszłość” spowodowała po części, że jestem teraz nieustępliwy w kwestii Cuiavii. Jeżeli coś robię dla klubu, to daję z siebie 110%. Nie ma sensu robić czegoś na pół gwizdka, bo wtedy lepiej odpuścić sobie całkowicie i nie tracić czasu – tłumaczy.

Zapytany, który z meczów uważa za najbardziej emocjonujący i pełen niespodziewanego zwrotu akcji, udzielił następującej odpowiedzi:

- Żeby odpowiedzieć na to pytanie muszę naprawdę się chwilę zastanowić – widziałem na żywo już ponad 300 meczów Cuiavii i ciężko mi sobie przypomnieć niektóre z nich. Jednymi z pierwszych, które przychodzą mi do głowy, to na pewno sezon 2018/2019 i wygrana Cuiavii z Orlętami Aleksandrów Kujawski 3:2, mimo że do 89.minuty przegrywaliśmy 1:2. W pamięci mam też w szczególności derby z niedawno zakończonego sezonu, gdy w Okręgowym Pucharze Polski pokonaliśmy Goplanię Inowrocław – 4:1. Tak jak wspomniałem, niezapomnianych emocji dostarczyło mi sporo widowisk z udziałem Biało-Zielonych i ciężko byłoby mi wymienić je wszystkie. Z pewnością na wyróżnienie zasługuje batalia o triumf w Okręgowym Pucharze Polski z sezonu 2011/2012 z Lechem Rypin, bądź wyjazdowe zwycięstwo w 32.kolejce III ligi z sezonu 2013/2014 z Unią Swarzędz – 5:4. To był doprawdy istny emocjonalny rollercoaster.

Każdego zawodnika Cuiavii uważa za pewnego rodzaju bohatera. Wie że znajdują się oni w ogniu krytyki, gdy przegrywają mecze, które wydawałoby się, że powinny paść ich łupem. Piłkarze Cuiavii są dla niego prywatnie kolegami, z którymi utrzymuje kontakt także poza boiskiem, jednak w jego oczach wszyscy są naprawdę niesamowici.

- Większość wypowiadających się na temat klubów z niższych lig nie zdaje sobie sprawy ile Ci zawodnicy muszą poświęcić, by za bardzo niewielkie pieniądze robić to, co kochają. Ile osób byłoby w stanie od rana być w pracy, by zaraz po tym udać się na trening i wrócić wieczorem do domu, w którym czeka rodzina i inne, życiowe obowiązki. I tak cztery razy w tygodniu plus mecze co weekend. W moich oczach trzeba być wielkim człowiekiem, by robić to dla rozwoju własnej pasji i radości nielicznie zgromadzonych, ale jednak bardzo oddanych kibiców na trybunach. Takie spojrzenie na piłkarzy z niższych lig nie tyczy się w moim przypadku tylko zawodników Cuiavii, lecz także innych, którzy poświęcają swój czas i zdrowie dla ukochanego zespołu – mówi.

Spiker, sekretarz w zarządzie Cuiavii, prowadzenie strony internetowej oraz klubowego fanpage’a na Facebooku to jego obowiązki, które realizuje z ogromną przyjemnością. Mimo, że od zawsze był umysłem ścisłym, a jego studia skupiały się wokół matematyki, to bardzo realizuje się w pisaniu tekstów. Administrowanie witryny Biało-Zielonych w sieci umożliwia jemu w pełni robienie tego, co lubi. Pisze o klubie, który od lat nosi w sercu. Na swoim koncie posiada ponad 2500 napisanych artykułów.

- Zainteresowanie czwartoligowym klubem piłkarskim w sieci nigdy nie będzie duże, jednak czuję satysfakcję, gdy moje artykuły przeczyta nawet kilkudziesięciu sympatyków klubu. Staram się jednak, by „rozpowszechniać” Cuiavię medialnie. Oczywiście na tyle, ile pozwala mi czas. Moim celem od lat jest jednak, by każdy kto zainteresuje się Biało-Zielonymi mógł szybko i sprawnie znaleźć podstawowe informacje o zespole. Staram się, by sympatycy klubu mieli wrażenie, że „żyją” razem z nim poprzez czytane artykuły, czy śledzenie drużyny na Facebooku. Oczywiście do osiągnięcia perfekcji w zakresie klubowych social media brakuje mi bardzo dużo, jednak jak na moje możliwości i niewielkie pokłady wolnego czasu myślę, że idzie mi całkiem nieźle - informuje.

Od trzech lat mieszka w Poznaniu, wcześniej tyle samo czasu przebywał jeszcze w Toruniu. Jednak zawsze w sercu będzie miał Inowrocław. Nie boi  się stwierdzenia, że jestem lokalnym patriotą. Oczywiście Poznań jest jego miejscem zamieszkania, z którym z racji na potencjał, wiąże przyszłość. Tutaj poznał miłość swojego życia, znalazł ciekawą pracę i zaczął "zapuszczać korzenie". Jednak Inowrocław to jednak jego miejsce na ziemi nawet, jeśli nie przebywa w nim fizycznie.

- Zawsze żartuję, że gdy wracam w rodzinne strony, to powietrze po minięciu tabliczki z napisem „Inowrocław” jest przyjemniejsze przy oddychaniu. A dlaczego akurat Cuiavia? W mieście od wielu lat można było spotkać przeważającą liczbę sympatyków innego klubu z Inowrocławia – Goplanii. Jednak w moim przypadku jest inaczej - jako dziecko uczęszczałem do Szkoły Podstawowej numer 4, gdzie wuefistą był Kornel Semenowicz, który wówczas był napastnikiem Cuiavii - wyjaśnia.

W 2004 roku miasto elektryzowały nadchodzące derby pomiędzy Cuiavią, a Goplanią i chyba tylko nieliczni sympatycy piłki nożnej w Inowrocławiu mogli sobie odpuścić to wydarzenie. Pamięta to jak dzisiaj, gdy to właśnie Semenowicz zdobył w tym prestiżowym spotkaniu dwie bramki, a Cuiavia pokonała Goplanię – 2:1. Wówczas serce wiedziało już do której drużyny należy. Radość po bramkach dla Biało-Zielonych była spontaniczna, jednak bardzo szczera. I tak już Cuiavia została. Zaczęło się od pojedynczych meczów, z czasem było ich coraz więcej i więcej. Później dołączył do zarządu, zaczął pomagać przy budowie social mediów, aż w końcu poznał Sławomira Roszaka, który dzisiaj jest jego przyjacielem i niejednokrotnie potrafią rozmawiać o  klubie godzinami przez telefon.

- Mimo przeprowadzek, najpierw do Torunia, a później do Poznania, Cuiavia była, jest i nadal ze mną będzie. Kilometry dzielące mnie od Inowrocławia nie grają dla mnie roli – byłem na ostatnich 142 meczach Cuiavii z rzędu, zarówno tych w Inowrocławiu, jak i wyjazdowych - dodaje.

[ZT]16230[/ZT]

Wyjaśnił również różnicę pomiędzy spikerem, a komentatorem sportowym.Komentatorzy to osoby, które słyszymy w telewizji podczas oglądania meczów, oni przez pełne 90 minut mają za zadanie opisywać boiskowe wydarzenia i utrzymywać słowny kontakt z publiczności sprzed ekranu. Spikerzy mają inne role, są słyszani na stadionach, a nie w telewizji. Jako wzorzec wskazałby w tym momencie spikera Pogoni Szczecin, Adama Wosika, który został w 2019 roku wybrany po raz trzeci z rzędu najlepszym spikerem Ekstraklasy. Bardzo ceni sobie także Jakuba Kurzelę, który przez długi czas był spikerem Ruchu Chorzów, a w przeszłości udało mu się nawet przejąć mikrofon na jednym meczu reprezentacji Polski. Żałuje, że obecnie niestety nie prowadzi on już tak często meczów drużyny z Chorzowa.

Świat zmaga się z pandemią koronawirusa. Ucierpiał przez nią również sport. Cuiavia znów pojawi się na boisku, ale nie zostały rozegrane  mecze zaplanowane w ostatnich miesiącach. Dla spikera to wszystko było bardzo trudne. Każdemu byłoby ciężko powtarzać pewną czynność co tydzień, czerpiąc przy tym ogromną radość, by nagle stracić to na pewien czas. Tak było w przypadku Kamila, tym bardziej, że decyzje o odwołaniu kolejnych spotkań były podejmowane praktycznie z dnia na dzień. Po zimowym okresie przygotowawczym nikt  w klubie nie wiedział, co przyniesie wiosna i czy zawodnicy wybiegną jeszcze na murawę, by dokończyć obecne rozgrywki.

- W momencie, gdy czekasz na coś, co nie wiesz, kiedy nastąpi i czy w ogóle tak będzie, naprawdę jest ciężko skupić się na innych zajęciach. Przez długi czas nie było wiadomo nic odnośnie dalszych losów rozgrywek IV ligi. Teraz, gdy sezon został oficjalnie zakończony, a my wiemy już, kiedy należy spodziewać się rozpoczęcia rozgrywek 2020/2021 człowiek bardziej może uporządkować myśli i jednocześnie tęsknić z przeczuciem, że niebawem wszystkie te emocje powrócą - mówi.

Dla spikera pierwszy mecz po przerwie związanej z pandemią będzie na pewno bardzo emocjonujący. Jak wspominał wcześniej, cotygodniowa obecność na meczu Cuiavii była dla niego czymś naturalnym. Podkreśla, że kiedy od marca nie są rozgrywane mecze, człowiek staje się coraz bardziej "głodny" tego powrotu, by spotkać się z innymi osobami zaangażowanymi w życie klubu w celu wspólnego emocjonowania się rozgrywkami. Tęsknota spikera za meczami Biało-Zielonych wzrosła, gdy do klubu dotarła oficjalna informacja o wznowieniu rozgrywek Okręgowego Pucharu Polski sezonu 2019/2020. Dzięki temu wiadomo, że Cuiavia wybiegnie na murawę w weekend 25-26 lipca w Kowalu. Tam zagra w ćwierćfinale Pucharu z miejscowym Kujawiakiem. Kamil z niecierpliwością odlicza dni do tego wydarzenia, w którym na pewno będzie uczestniczył.

Kamil ma także inne ciekawe zainteresowania. Jednak i niektóre z nich w jakiś sposób wiążą się z piłką nożną:

- Bardzo lubię pisać, z racji powiązań w tej dziedzinie z Cuiavią, głównie zdarza mi się tworzyć artykuły o tematyce sportowej. Ponadto interesuję się historią, w szczególności okresem II wojny światowej – regularnie dokształcam się w tej kwestii czytając wiele książek, bądź innych publikacji. Lubię również matematykę, a w szczególności ekonomię, która towarzyszyła mi w trakcie studiów na kierunku Zarządzanie Ryzykiem Finansowym. Jednak wszystko w moim życiu kręci się wokół piłki nożnej, co obrazuje nawet temat mojej pracy magisterskiej, w której ukazuję ekonomiczne przyczyny finansowej upadłości Widzewa Łódź – czyste powiązanie matematyki z futbolem - podsumowuje Kamil Walczak.

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

wujo89wujo89

4 0

Pozytywnie zakręcony gość. Powodzenia. 18:13, 07.06.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%