Zamknij

OLIWKOWSKI: Był taki Ktoś...

09:55, 15.03.2019 Reporter ki24.info Aktualizacja: 09:58, 15.03.2019
Skomentuj

Jestże się poetą, czyli raczej tylko bywa się?

C. K. Norwid, Bransoletka

Trzeba tu narracji pierwszoosobowej. Ktoś urodzony w 1979 roku miał szansę na niewiele przeżyć generacyjnych - stan wojenny nie spajał jeszcze świadomości i rzeczywistości dwulatka, a transformacja ustrojowa zostawiła jedynie poczucie zmiany, ale bez przymiotników. Pamiętam jednak dobrze 6 kwietnia 1997 roku.

Szpica Pałacu Kultury i Nauki dostrzeżona po wyjściu z Centralnego rysowała coś pod pierzyną chmur. Początek kwietnia skumulował się w szarości i deszczu. Nie było to ważne, bo i tak celowałem w wieczór i w to, co rozwiruje się w okrągłościach Sali Kongresowej. Tytuł najnowszej płyty grupy Camel - prawdziwej legendy w światku art-rocka - "Harbour of Tears" jawił się jak tło do warszawskiej pogody. Dla licealisty z Inowrocławia rozkochanego w tym gatunku muzycznym ta płyta i ten koncert były ważniejsze niż Warszawa. Tak, zagrali spirytualnie przeszywająco. Magicznie wyzwalająco. Kilka metrów nad szarą ziemią. Ich suita "Ice" sponiewierała próby formowania duchowego w trakcie rekolekcji szkolnych, była bezkonkurencyjna i ryła na tablicy pamięci; do dziś widać wyraźnie każdą literę - długą nutę gitary Andy'ego Latimera.

Ale niniejszy felieton nie ma być poświęcony recenzowaniu występu zespołu Camel sprzed dwudziestu dwóch lat. Istotne jest to, co stało się tuż przed koncertem.

Sala Kongresowa była wypełniona do ostatniego miejsca. Emocje widowni powoli zaczęły kierunkować się, coś drgnęło na scenie. Zapowiedź. Ma być krótki support. Z Inowrocławia. Tak, dobrze usłyszałem. Razem z bratem odbiliśmy plecami od oparcia krzeseł - kilka centymetrów bliżej sceny. Kto? Ktoś.

Na scenie pojawił się inowrocławski zespół Quidam, niekompletny (tylko flecistka i wokalistka, reszta siedziała na widowni), ale z niezwykła aurą. Niecały rok wcześniej wydali swoją debiutancką płytę. Wystarczyło, żeby ująć nie tylko polskich fanów gatunku, ale i Latimera z Camel. Dla mnie - nastolatka, który zaczął przygodę z muzyką i z humanistyczną klasą w liceum, to preludium połączone z ówczesnym opus magnum - koncertem grupy Camel, wykreowało fantastyczne poczucie sztuki kompletnej.

[ZT]11963[/ZT]

Przy inowrocławskiej premierze każdej ich płyty Teatr Miejski pękał w szwach. Zapełniał się nieprzypadkową widownią - gromadził fascynatów najlepszych tradycji muzycznych z konstelacji dźwięków zespołów takich jak Camel, Marillion, Yes, King Crimson, Deep Purple, Pink Floyd, Genesis, Porcupine Tree. Pojawiali się tu słuchacze potrafiący celebrować płytę - odczytywać ją jak dobrą książkę - do ostatniego akordu; a potem interpretować. Quidam intrygował - zespół grywał z tuzami rocka - Collinem Bassem (wspólna płyta), Rickiem Wakemanem, zespołem SBB, Johnem Wettonem, RPWL, Focus, Halloweeen. Trudno zliczyć wszystkie europejskie projekty, trasy, ważne koncerty. Byłem pełen podziwu. Jeszcze nikt tak szeroko nie popłynął na fali dźwięku i dzięki nutom opracowywanym w salach prób Teatru Miejskiego w Inowrocławiu. Przyznam się: ćwicząc na ksylofonie w naprzeciwległej szkole muzycznej - odkładałem pałeczki, otwierałem okno i słuchałem zalążków płyty.

Quidam był magnesem - mieli wszystko, czego potrzeba do dobrego debiutu - młodzieńczy entuzjazm, sceniczną inteligencję, umiejętności muzyków, dookreślenie stylistyczne, takt, talent i urodę wokalistki. Było też coś nieuchwytnego - ponad nimi. Coś imponderabilnego.

Znakomicie budowali muzyczną narrację, snuli opowieść wielowątkową, ze zwrotami akcji, ale raczej legato, bez ostrych cięć. Można by rzec, że taką formę narzucił rock progresywny - gatunek, w którym "Ktoś" się poruszał. Ale muzycy nie stali się bałwochwalcami konwencji. Szukanie wyraźnych tropów intertekstualnych - inspiracji prościej mówiąc - też nie szufladkowało grupy. Coś jednak w Ktosiu zaczęło pękać. Wchodzili w jakiś inny czas, w trzynasty miesiąc, piątą porę roku - "Fifth Season". Może zadziałało tu fatum nazwy? Quidam jest jednym z tych poematów Norwida, w których już sam tytuł zdradza niedookreślenie.

Jerzy Lec w jednym ze swoich błyskotliwych aforyzmów napisał: "Aby być sobą, trzeba być kimś". I Quidam na początku był wyrazisty, przyciągał szczerością. Pierwsze ich studyjne dźwięki mocno odcisnęły ślad stopy na ścieżce zespołu, wyznaczyły kierunek. Stworzyli małe inowrocławskie rockowe sanktuarium. Potem oczywiście były kolejne płyty, nawet w dwóch wersjach językowych. W 2003 roku coś się jednak stało. Zespół zagrał w Inowrocławiu pożegnalny koncert. Zmieniał się skład, pojawiły się naciągnięcia w pierwszej geometrii pomysłów. I choć nie było zająknięcia twórczego, to być może problemem stało się delikatne uzupełnianie materiału autorskiego coverami - już właściwie od drugiej płyty. Warto powtórzyć - "Aby być sobą trzeba być kimś", nie grać "kogoś".

Quidam odrodził się chwilowo jak Feniks z popiołów. Już z innym wokalistą, basistą i perkusistą, tandem twórczy - Zbyszek Florek i Maciej Meller - skomponował bardzo dojrzałe artystycznie płyty. Sama siła takich utworów jak "Hands Off" i "Not So Close" wystarczyłaby, aby przekonać do muzyki inowrocławskiego zespołu nowych fanów. Częściowo tak się stało. Ale trzy czynniki - kompozycje śpiewane po angielsku (a przez to dalekie już od świeżości norwidowskiego Quidam), trudniejsze czasy dla muzyków i brak pomocy promocyjnej oraz niespójność personalna między składami spowodowały, że po płycie Saiko zespół zamilkł. Cytując tytuł ostatniego utworu na "SurREvival" - "Everything's Ended".

Jedynym wiernym gatunkowi muzycznemu pozostał Maciej Meller, zasilający obecnie Riverside. W nazwie warszawskiego znanego zespołu tkwi pewien paradoks. Jeszcze przed wymyśleniem nazwy Quidam, inowrocławska grupa określała się jako Deep River. Maciej Meller z wartkiego nurtu głębokiej rzeki stabilnie dopłynął do jej brzegu. Spokojnie tworzy, obserwując po heraklitejsku wodę. Nie wchodzi do niej drugi raz. Siedzę po drugiej stronie jako widz i kibic jednocześnie. Trzeba ostrzegać innych płynących przed mieliznami współczesności.

(Reporter ki24.info)

Nauczyciel języka polskiego w III LO, animator kultury, perkusista. Prowadzi w Inowrocławiu dyskusyjne kluby filmowe, współorganizuje Niebieski Bieg Świadomości. Fascynat prozy Stanisława Lema (doktorat na UAM w Poznaniu) oraz średniowiecznej historii regionu (m.in. projekt Terra Incognita – wokół inowrocławskich grodzisk).

Łukasz Oliwkowski

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(8)

@dzień świra@dzień świra

2 3

Wy tak na serio z tą grafomanią?! 10:15, 15.03.2019

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

GdanGdan

2 3

Gościu świetnie pisze. O co ci biega? 10:59, 15.03.2019


reo

MeloMelo

4 4

Świetnie napisane, dobrze że ktoś przypomniał o tej kapeli, i to w takim stylu 10:55, 15.03.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

małymały

2 4

Brak Ci już tematu to przepisuj książki. 20:52, 15.03.2019

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

ŻabaŻaba

2 1

Milcz, zasyp kompleks, załóż cugle na zazdrość i doceń, że ktoś tu wykonuje społecznie dobrą robotę. 22:34, 15.03.2019


mimimimi

3 3

muzykant weselny co całe życie covery gra napisał o Quidam hahhaha padłam 14:25, 16.03.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Prog-rockProg-rock

2 2

Bardzo dobry tekst, mam podobne przemyślenia co do Quidam. Nie rozumiem kompletnie tych dziwnych komentarzy, no ale to ma do siebie net że pozwala na frustratów. Autorze, nie przejmować się, dużo tych felietonów i ciekawy obraz się buduje. A jeszczecdo tego typka co śnieje się z muzyków myszących grać na weselach - wiesz, że wszyscy z Quidam też tak zarabiali? Taki kraj chu... że trzeba chałturzyć nawet tym, którzy nie powinni. 19:06, 16.03.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

małymały

0 0

Do " Żaby" zobacz ich pozycje na krajowej liście (20.......45) i dalej !! 20:32, 17.03.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%