Zamknij

OLIWKOWSKI: Blokowanie miasta

Łukasz OliwkowskiŁukasz Oliwkowski 08:57, 22.04.2019 Aktualizacja: 20:37, 23.04.2019

Miron Białoszewski w 1975 roku, tuż po powrocie z uzdrowiska w Inowrocławiu do Warszawy, przeprowadził się na ulicę Lizbońską 2. Zamieszkał na dziewiątym piętrze w wieżowcu na nowym osiedlu. Był środek epoki gierkowskiej, zmieniał się krajobraz miast - otorbiały się blokowiskami, zyskiwały kilometry szarych korytarzy i tysiące mieszkań z prefabrykatów.

Dla poety, który w pamięci miał jeszcze starą - niezburzoną - Warszawę, osiedla z wielkiej płyty i betonu stały się artystycznym wyzwaniem, możliwością obserwowania i analizowania socjologicznego eksperymentu, grą z prostopadłościenną geometrią. Poeta nie uległ jednak tendencyjności literatury tamtego czasu - był zdecydowanie zbyt awangardowy. Tę nową rzeczywistość odbierał synestetycznie - "pachniała torami", otwierała przestrzenie peryferyjne, przestrzenie miejskich "stepów".

Również dla kilkudziesięciu tysięcy inowrocławian ta zabetonowana terra incognita stała się podstawową formą obcowania z ideą miasta. Dla wielu - szczególnie przybyłych ze wsi - osiedle stanowiło przestrzeń codzienności. Gwałtowne obsypanie centrum miasta osiedlami przybrało na sile w dekadzie Gierka, czyli od początku lat siedemdziesiątych (wcześniej - w latach 60-tych - powstały bloki m.in. przy ul. Dubienka), a trwało do końca lat osiemdziesiątych. Właściwie trwa nadal, choć powstające w XXI wieku osiedla nie mają już tak rozrośniętych form, przybierają raczej cechy estetycznie wykoncypowanych tzw. osiedli zamkniętych. Dla porównania - w latach 1970-1989 oddano do użytku 11253 mieszkania, zaś w latach 1990-2009 tylko 966. Dotyczy to mieszkań podlegających Kujawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Warto dodać, że rozlokowanie inowrocławskich "domów z betonu" podlegało dość nietypowym dla miast zasadom. Otóż np. fakt, iż osiedle Rąbin powstało w pewnym oddaleniu od centrum, a nie tuż przy nim, jest podyktowane niebezpieczeństwami wynikającymi z zapadlisk kopalnianych.

Każde z osiedli, a szczególnie Rąbin, Piastowskie czy Toruńskie wytworzyły też osobną infrastrukturę - pawilony, szkoły, garaże i inne obiekty użytkowe, choć jak pisze Grzegorz Roczek ("Od "Zagrody" do Kujawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w Inowrocławiu 1920-2010") podstawowym problemem było niedostosowanie tej infrastruktury do ilości mieszkańców. Trochę lepiej wyglądała sprawa z miejscami osiedlowej działalności kulturalnej (osobną kwestią jest jakość proponowanej kultury w ogóle). Powstały kluby m.in. "Przydomek", "Kopernik", "Rondo", "Relaks": dla wielu osób, szczególnie dzieci, były to miejsca pełniące też funkcję animacyjną.

Młodzież przyciągały również wojskowe kluby - wielu muzyków, których lata młodości przypadały w latach dziewięćdziesiątych zetknęła się np. z kinoteatrem "Ikar" na ulicy Jacewskiej.

[ZT]12331[/ZT]

Wyobraźnia przestrzenna prawie połowy mieszkańców Inowrocławia (sam Rąbin mieści jedną czwartą inowrocławian) kształtowała się w doświadczeniu struktur korytarzy blokowisk, osiedlowych placów zabaw, międzyblokowych chodnikowych labiryntów. Osiedlowy stawek, samotna wierzba, prostokąt trawy pod mecz piłki nożnej i górka do zjazdu sankami zimą (na ogół sztucznie usypana) były jedynymi powszednimi punktami kontaktu z przyrodą, niezaasfaltowaną ziemią. Las w Balczewie - kilka kilometrów poza miastem - nieświadomie traktowano podobnie jak mieszkańcy średniowiecznych grodzisk i sadyb traktowali okalającą przyrodę pełną nieznanych sił.

Gdy pewnego dusznego lata burza wdarła się między bloki na osiedlu Piastowskim III i złamała starą wierzbę stojącą obok stawu, coś jęknęło w duszy tych z "Piasta", stracili uproszczony odpowiednik "świętego gaju", "święty słup" osiedla. Oczywiście nikt wtedy tego tak nie nazwał, ale nerw zabolał ziemię głęboko pod piwnicami bloków, w których chłopcy gonili z zabawkowymi karabinami i przeciskali się przez lufciki. Zapewne każde z osiedli ma swoje odpowiedniki "świętych miejsc" i nie chodzi jedynie o kościoły. Na osiedlu Toruńskim do dziś - w okolicach parkingu przy ul. Toruńskiej stoją drzewa, których korzenie wgryzają się w smutną historię. Dzieci z pobliskich kamienic w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych urządzały sobie w "lasku" pikniki, ale wiedziały też, że robią to na terenie byłego cmentarza choleryków. We wsi Rąbin (zapisanej już w przywileju lokacyjnym z 1450 roku) - zanim stała się dzielnicą Inowrocławia - w czasie Powstania Wielkopolskiego - stacjonował z oddziałami Paweł Cyms. Pewnie można by się długo wgryzać w taką podskórną historię peryferyjną.

Blokowiska wytworzyły swój folklor. Jednym z pierwszych poetów, który próbował ten fenomen ująć - na długo przed twórcami rymów hip-hopowych był właśnie Miron Białoszewski. W "Chamowie" autor "Obrotów rzeczy" skupia się m.in. na pewnych "praktykach zasiedleńczych", jakie stosowali ludzie w połowie lat siedemdziesiątych w przestrzeni blokowisk. Bywało, że mieszkańcy bloków z wielkiej płyty wychodzili z leżakami na trawniki przed blokami i paradowali w negliżu, tak jakby sprawdzali, jak daleko można nagiąć życie obyczajowe osiedla, jak bardzo można upodobnić je do życia wsi. Białoszewski czyni z okna na dziewiątym piętrze punkt doświadczenia artystycznego. Każde z setek widzianych okien ukrywa jakąś historię. Twórczo potraktuje tę obserwację Krzysztof Kieślowski w odcinkach "Dekalogu".

[ZT]12327[/ZT]

Tajemniczym i jednym z ulubionych miejsc Białoszewskiego jest przejście między klatkami na jedenastym piętrze wieżowca. Poeta - obsesyjnie zapisujący wszystko, "obmiatający panoramy patrzeniami" - poświęca przejściu na jedenastym piętrze tekst "Korytarz" w "Blokowidłach". Jest tam - na szczycie wieżowca - jakiś niepokój. Przygasają żarówki, słychać kakofonię krzyków i kroków z dołu, niekiedy trzaśnie okno w przeciągu, coś zawyje, zabrzęczą gniazdka elektryczne. To jakieś doświadczenie przestrzeni pod-(czy raczej nad-) progowej. Jak mówi Białoszewski - "Dobrze tu się w spokój wchodzi krokiem jednym do ogłupienia i zamyśla". Krótki prozatorski tekst kończy się sceną podobną do tej, jaką zakończył poeta "Inowrocław". Nad mieszkaniami wieżowca Białoszewski przeprowadza - tym razem samotnie - seans spirytystyczny. Znów nic z tego nie wychodzi, pojawia się jedynie skojarzenie ze sceną wywoływania duchów przodków w "Odysei" Homera.

Powyżej przywołany tekst to jedynie próbka literacka mierzenia się z surowym, bezstylowym osiedlem PRL-owskiego miasta. I choć ociera się to o dziwną blokową metafizykę, jest w tym jakieś uniwersum doświadczenia. Zrozumie to każdy, kto przeżył wiele lat w rzeczywistości ujętej w typy prostokątów, sześcianów, ewentualnie zgłębiał mrok szybu windy, patrząc na metalowe liny sunące w surowo i zimno pachnącą kwadratową przepaść.

Autor felietonu dziewiętnaście lat temu uległ tej dziwnej i przerażająco poukładanej oktawie schodów w klatkach bloku na osiedlu Piastowskim i popełnił był sylabotonik, który zakończy felieton:

Korytarz

w drzwiach korytarzy plątawiska węża sznur
kręgosłup przęseł wykrzywiony śmiechem
wybiega z nieba w kościach grafitowy szczur
schodów długi most błądzi oktawy echem

dotykam końców początkowy gest
łamie się linia z przekory-tarza się w zgrzyt
śladów szemranie kurzu wzbitego szelest
drga w górę spieszy szczurzy kamienioryt

zamarł muzycznie w szarym kośćcu wykuty
szlak prostopadłych uwzniośleń lokatorów
ciąg prostokątów wijący się rozpruty
mózg pobudzony grą kamienioludzkich sporów

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
0%