Umieszczona jest na łuku tęczowym kościoła św. Mikołaja w Inowrocławiu. Trzeba oderwać wzrok od poziomu szumu ulicy, aby ulec mistyce renesansowej perspektywy, nasycić się atmosferą Mediolanu, tajemnicą kodów fary i losem artysty, który zamieszkał za Solankami.
Płaskorzeźbione antependium z "Ostatnią wieczerzą" zajmuje frontową ścianę mensy - mniej więcej na wysokości wzroku Kazimierza Kujawskiego z niedawno powstałego muralu Marcina Fołdy, po drugiej stronie ulicy Staszica. Nieznany jest autor kopii w farze, ale wiemy, który z konserwatorów kościoła szczególnie Leonardem się fascynował. To Franciszek Cholewczyński - urodzony w Hamburgu malarz, który od 16 roku życia związał się z Inowrocławiem. Jak wspomina Hanna Dyktyńska - córka artysty, jej ojciec zafascynował się zakamarkami miasta, jego wieżami, akwenami, długimi liniami perspektyw pól, kolorem Kujaw, wysokim niebem tej przestrzeni. Wiosenna atmosfera jego obrazów często przełamana zostaje kontrastem - np. uschniętymi gałęziami. W każdą porę roku wdziera się jesień. W odświętność chwili dostaje się niepokój - jak w czasie ostatniego spotkania Mistrza z uczniami na obrazie da Vinci. W powietrzu wisi zdrada Judasza. W ręku Piotra dostrzec można nóż.
Hanna Dyktyńska wspomina, że Franciszek Cholewczyński uczył się rysunku u profesora Antoniego Serbeńskiego. To ważna postać - związana także przez jakiś czas z Inowrocławiem. Mistrzami Serbeńskiego byli wybitni artyści - m.in. Teodor Axentowicz i Leon Wyczółkowski. Jako pedagog pracował m.in. w Gimnazjum Męskim w Inowrocławiu. Znał dobrze Jana Kasprowicza. Kiedy w Ostrzeszowie, w czasie drugiej wojny światowej, odmówił namalowania portretu Adolfa Hitlera - został wywieziony do pracy do Rzeszy.. Cholewczyński w czasie okupacji pomagał swojemu mistrzowi. Warto dodać, że w Inowrocławiu malarz szkolił się również pod okiem Andrzeja Franciszka Głowackiego - Starszego Cechu Malarzy, Pozłotników i Lakierników, który od 1923 roku prowadził sklep z książkami, dewocjonaliami i artykułami papierniczymi na ulicy Farnej, był też znanym społecznikiem.
[ZT]12759[/ZT]
W Muzeum Jana Kasprowicza w Inowrocławiu znaleźć można sporo pamiątek przesłanych tu przez rodzinę artysty. Jak wynika z jego życiorysu, Cholewczyński był założycielem Związku Artystów Pomorze, należał też od 1946 roku do Związku Polskich Artystów Plastyków. Specjalizował się w malarstwie sakralnym. Wykonywał prace dla kilkudziesięciu kościołów na Kujawach. Ściśle dopasowywał swoje prace do warunków danej świątyni, dbał o kontekst. Wśród jego obrazów znaleźć można zupełnie niezwykłe ujęcia Inowrocławia z lat trzydziestych i czterdziestych dwudziestego wieku. Zaraz wrócimy do tej kwestii. Cholewczyński wykonywał także wiele prac użytkowych - dbał w mieście o dekoracje teatralne, tworzył oprawę graficzną podczas uroczystości otwarcia lotniska w Inowrocławiu w 1933 roku. Projektował nawet plakaty i dekoracje do filmów wyświetlanych w "Słońcu", przed wojną prowadził warsztat dekoratorsko-malarski "Reklama".
Zaraz po przyjeździe do Inowrocławia, mieszkał w domku, który znajdował się na terenie dzisiejszych tężni. Stamtąd rozwinął linie perspektywy miasta. Zachowało się kilka malarskich ujęć panoramy z tego właśnie miejsca: dominuje w tych kadrach zimowa sceneria, a dalekim planie majaczy Inowrocław. Jest rok 1920. Właśnie przyjechał z Niemiec, rodzice wrócili z emigracji do ojczyzny. Śnieg oddziela jeszcze od miasta. Trzeba czekać na odwilż i zmniejszenie dystansu. Potem malarz poszuka pionu, osi wertykalnej własnych doznań malarskich. Jako motyw będzie powracać w jego obrazach wybijająca się nad Zofiówkę wieża ciśnień (można ją także odnaleźć wśród obrazów jego syna Jana), rozmyty w filtrze subiektywizmu i w gwaszu kontur budynku ratusza, kopuły kościołów, biegnące gdzieś w wyżyny schody starych kamienic, nieistniejący mur żydowski (Cholewczyński podobno złocił też kopułę synagogi). Solanki urzekały go najbardziej w impresjonistycznych kolorach jesieni. Uwiecznił wiele nieistniejących też budynków - np. na ulicy Staszica, w zaułkach w centrum miasta, czy w okolicach kościoła św. Krzyża. Kadr często wyznacza jakaś brama, furtka - stamtąd artysta spogląda Inowrocław. Właściwie go podgląda. Dystans zimowego domku nie zniknął zupełnie. Interesują go przestrzenie zafasadowe, podwórka, ciasne uliczki, fragmenty kamienic. Często wędruje również ze sztalugą nad Noteć i jeszcze dalej - nad Gopło, Jezioro Janikowskie, do Kołudy.
Anna Chyczewska - historyk sztuki i profesor Wyższej Uczelni Plastycznej w Poznaniu wyróżnia w 1946 roku prace Cholewczyńskiego, pisząc, że maluje krótkimi szybkimi pociągnięciami pędzla, ale uzyskuje efekt spokoju w formie i treści. Z pewnością należał do najważniejszych artystów Inowrocławia w okresie powojennym - wymienia się go w prasie tego czasu obok Tadeusza Kaliskiego i Stanisława Łuczka. Bywało, że panowie pracowali razem - zdobili na przykład wspólnie ściany sali konferencyjnej w ratuszu miejskim. Na powojennej wystawie w roku 1945 obok prac Cholewczyńskiego zaprezentowano także obrazy Tadeusza Błochowiaka, Henryka Czamana, Stanisława Łuczaka a także Tadeusza Czapli, wspomnianego Tadeusza Kaliskiego i Franciszka Pasińskiego. Co ciekawe, wrócono do tej inicjatywy po sześćdziesięciu latach - w roku 2005 - i część z tych obrazów pokazano jeszcze raz w Muzeum im. Jana Kasprowicza.
Paradoksem współczesnej sztuki - chyba każdej jej odmiany - jest chwilowość. Idea ars longa, vita brevis nie do końca już przekonuje. Horacjańskie non omnis moriar nie wybrzmiewa wśród ogromu tekstów kultury. Artyści często łudzą się dziś, że ich obraz, ich płyta, ich książka - zapewnią nieśmiertelność lub sławę. Jeśli tak się stanie, to zapewne sezonowo, w prywatnym kręgu lub, co najwyżej - w niszy wzajemnej adoracji. Jeszcze do niedawna artysta mógł liczyć na wyrazistość. Ale dziś? Postmodernizm, posthumanizm, pojęcie zwrotów kulturowych to pojęcia modne i już wyświechtane, pretensjonalne nawet wśród kulturoznawców. Prawda? W świecie postprawd i przewagi interpretacji nad faktem bywa jej trudno. Piękno? Już od dawna opalizuje we względnościach - od czasu "Czarnego kwadratu na białym tle" Malewicza, eksperymentów Duchampa i Sex Pistols wartości emocjonalne dominują nad artystycznymi. Może żeby nie zwieszać głowy niemo, warto uprawiać własny ogródek i przypominać lokalne rozbłyski artyzmu? Jest to wprawdzie też już opisany jeden ze zwrotów kulturowych, ale jakoś bliższy zmysłom i codzienności.
Przypadek Cholewczyńskiego każe także zastanowić się nad wpływem rodziny na upamiętnienie postaci. Zachwyca pietyzm i rzetelność, z jakimi rodzina (głównie pani Danuta Chadrysiak) zbierała ślady jego twórczych działań - w teczkach przechowywanych w zbiorach muzeum są dziesiątki wycinków gazetowych, plakatów i zaproszeń dokumentujących wystawy, zdjęcia z prac konserwatorskich, z ważnych momentów w życiu; łącznie - setki wyciętych, poskładanych i zarchiwizowanych wspomnień. Dałoby się z tego stworzyć ciekawą i spójną historię. W 2004 roku zaproponowano, idąc tym tropem, wystawę pt. "Rodzina Cholewczyńskich (1904-1973)".
W wielu inowrocławskich domach są zapewne magiczne szuflady, które stanowią sejf rodzinnej pamięci. Zdecydowanej większości z nich nie będzie dane poznać, a modele pięknych fabuł i prywatnych mitów funkcjonować będą jedynie w ustnych opowieściach - jak przed tysiącami lat, jeszcze w epoce plemiennej i przedpiśmiennej. I to zdecydowanie ma wartość.
Zdjęcia reprodukcji obrazów Franciszka Cholewczyńskiego pochodzą ze zbiorów Muzeum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz